wytłumaczenie

Każda synteza wymaga prekursorów. Nic nie bierze się z niczego. Melancholijny nastrój, ucieczka przed obowiązkami, chęć wykrzyczenia tylu rzeczy. Z tego między innymi narodził się ów blog. Nie wiem, czy to czytasz. Nie wiem, czy piszę to w tym celu. Człowiek jest zwierzęciem stadnym, ktoś kiedyś powiedział. Lgnie do innych ludzi. Wtedy tak bardzo temu zaprzeczyłam. Lubię samotność. Z jednej więc strony – piszę to dla siebie. To forma ekspresji. Próby otwarcia się i komunikacji. Z drugiej strony, no cóż. Pewnie liczę na to, że znajdzie się gdzieś ktoś, dla kogo te literki nie będą tylko przypadkowym ciągiem znaków.

Po głowie błądzi nieraz tyle myśli. Nieskładnych, jedne nieraz są zaprzeczeniem drugich. Czuję teraz potrzebę wytłumaczenia się z tego stworu. Zupełnie, jakbym robiła coś złego. Ale fakt, tak się czuję. Blogosfera kwitnie, każdy może pisać o każdym. A ja jeszcze dokładam swoją cegłę. Dobudowuję kolejny element. To tak, jakbym na zaśmieconej plaży wyprodukowała jeszcze więcej odpadów. Mimo, że wcale nie chcę pisać kolejnego poradnika o tym, jak wytynkować twarz. Lubię porządkować myśli. „Domyślać” do końca.  Nie zostawiać myśli „na luzie”. Będę tu je rozgryzała.

Nie lubię słowa „blog”. Mimo, że go używam. Ale słysząc to mam mocno pejoratywne odczucia. To prawdopodobnie przez poprzednią metaforę. Od zawsze lubiłam pisać. Nieużywany organ zanika. To niesamowite, serio. Niegdyś, w gimnazjum, pisałam do gazetki szkolnej. Niedawno znalazłam dyskietkę. Niepozorną, niebieską. Wtedy swoje artykuły nosiliśmy na dyskietkach, dziś pewnie zastąpiłyby je pendrivy. Z ciekawości odpaliłam starego peceta, uruchomiłam magiczną płytkę. Wiesz, te moje teksty były takie… bystre. Cięte. Świeże.

Zestarzałam się. Jak każdy. Ale pozazdrościłam sobie tej umiejętności uchwycenia tematu z tamtych czasów. Wiele neuronów z tych czasów mi umarło. Na szczęście są nowe.

 

Leave a comment